Zanim obejrzałam mój pierwszy mecz Lakersów, nie kibicowałam im. Wręcz przeciwnie, raczej czułam do nich niechęć. Ale zaczęłam oglądać mecze i się wciągnęłam. Byli zupełnie inną drużyną, niż w moich wyobrażeniach. Może to zabawne, ale jakoś się z nimi utożsamiam. Ten sezon nie był sezonem Lakers. Ten rok też na razie nie jest moim rokiem. Są w tym sezonie tacy, jak ja. Mieli zdobyć mistrzostwo, a walczyli o playoffs. Ja miałam mieć laureata, dwóch nawet - nie dostałam się nawet do finału z polskiego, a z chemii mam nędznego finalistę. Zamiast mistrza, muszę walczyć o dostanie się do liceum. Kobe, Nash, Gasol, Dwight też w sumie - jeszcze niedawno wielcy zawodnicy, a teraz milion kontuzji, milion porażek, przegrywają ze słabszymi. Mają przebłyski. Ja też. Kobe może się pochwalić pięcioma pierścieniami, dwoma MVP finałów, jednym MVP ligi i tak dalej. Mam się czym pochwalić... Teraz Kobe bywa balastem u nogi Lakers. Dlaczego? Dlatego, że chce za wszelką cenę pokazać swoją wielkość. Nie jestem Supermanem, o Howardzie też nie można już tak mówić. A Dwight przecież był Supermanem i to nie tylko ze względu na Sprite Slam Dunk Contest 2008. Ja też byłam Supermanem, wiesz? Tak bardzo się wkręciłam w NBA, bo widzę tam siebie. I mogę zrozumieć. Bo czasami nie rozumiem. Kiedy D12 był jeszcze w Orlando, to był tam najlepszy. Teraz w swojej drużynie ma np. Kobego. A w innych zawsze się znajdzie jakiś LeBron... I już nie jest Supermanem. A tak poza tym wszystkim, to uwielbiam takie kultowe, klasyczne rzeczy. Jak Coca-Cola, Rolling Stones i jeansy. Lakers są jedną z najstarszych drużyn i drugą najbardziej utytułowaną (16 mistrzostw?). Są niesamowicie charakterystyczni i rozpoznawalni. Złoto i królewska purpura. Legendarne pojedynki z Bostonem. Jerry West, Wilt Chamberlain, Kareem Abdul-Jabbar, Magic Johnson, Shaquille O'Neal, Kobe Bryant no i Mistrz Zen aka Jax aka Phil Jackson, Dr Buss i w ogóle. Kobe to mój ulubiony zawodnik. Za każdym razem jest w stanie krwawić złotem i purpurą. Jest tyle opowieści o Bryancie (np. http://www.enbiej.pl/2013/03/05/kobe-bryant-i-jego-etyka-pracy/ )... Ale na asku jest mało miejsca. Kobe ma serce zwycięzcy i Jeziorowcy też są tym przesiąknięci. Kobe nigdy nie opuścił LAL (choć już miał przez chwilę odejść i do Bulls, i do Pistons w 2007 r.). Okej, był wydraftowany przez Hornets, ale wytransferowali go do Los Angeles jeszcze zanim u nich zagrał. Po tym, jak zerwał sobie ścięgno Achillesa w meczu z Golden State (na który oczywiście wstałam w nocy)... Podszedł do linii osobistych. Na jednej nodze, z łzami w oczach. Rzucił. Dwa. Idealnie celne. I po prostu odszedł. Bez żadnych ceregieli. To chyba mnie najbardziej ruszyło podczas mojej kariery oglądania NBA. Potem Lakers już wygrali wszystkie mecze do playoffs. Potem ich zabrakło, bo mieli szpital - nie drużynę, a Dwight też nie podołał... Ale mniejsza z tym. Podsumowując - Lakers są dla mnie absolutnie wyjątkowi. Kocham ich. <3 http://www.youtube.com/watch?v=_TXXeONnzs0
To będzie długa opowieść... Myślę, że na oba moje stosunki do tych drużyn wpłynął brat - jego ulubieńcy, to Jeziorowcy, a Żarów nienawidzi. Z drugiej strony nienawidzi też np. Knicksów, a ja nic do nich nie mam... Zacznę od mojej nienawiści do Miami. Po pierwsze - nie lubię, kiedy drużyna nagle staje się superduperhiper dobra tylko dlatego, że kupiła sobie topowych zawodników. Bardzo podoba mi się to stwierdzenie (zawiązujące do finałów, oczywiście) "Heat bought dynasty, Spurs built legacy". Wielu zawodników przeszło do Miami tylko dlatego, żeby mieć tytuł (jak Ray Ray, którego akurat bardzo lubię, ale to, co zrobił jest paskudne). W tym miejscu nadchodzi czas na LeBrona. Yup, nienawidzę LeBrona. Jego słynne "The Decision" zostawiło Cavs z niczym. Poza tym, jest niesamowitym flopperem, tylko czasami zdarza mu się wziąć ciężar wyniku na siebie (trochę w tych finałach pokazał, ale nie, wciąż nie przekonuje mnie, że jest "clutch"), zachowuje się jak dzieciak, któremu zabrano łopatkę i za każdym razem beczy sędziom o byle gówno. JEST PIEPRZONYM HIPOKRYTĄ. Nie chce mi się teraz szukać dokładnych cytatów, ale mówił, że jego celem jest doprowadzenie Cavs do mistrzostwa i nie odejdzie, dopóki tego nie zrobi, po czym ucieka do Miami i mówi, że jego decyzja jest spowodowana tylko chęcią zdobycia pierścienia. Żeby nie było - mam do gościa szacunek za to, jak gra w koszykówkę, bo jest chyba największym atletą wśród tych zawodników NBA, których widziałam na meczach, uwielbiam patrzeć na jego wsady, kontry z Wade'm, jest niezwykle wszechstronny, potrafi rzucić z dystansu i półdystansu. Poza tym, Miami wydają mi się być drużyną bez charakteru (może teraz trochę go nabrali, ale nie czarujmy się - nie zgarnęliby tego mistrzostwa, gdyby nie fatalne straty np. Manu, pudła Greena, słaby Parker oraz clutch rzut za trzy Sugar Ray'a) - kiedy coś już nie idzie, to nie zostawiają serc i płuc na parkiecie, tylko się bulwersują, flopują ile wlezie, są drużyną faworyzowaną przez sędziów i ligę, ale to grząski grunt, więc może to zostawię. Lols, ile tego.Nie mieści mi się tyle, ile bym chciała napisać, więc o Lakers napiszę w oddzielnym pytaniu. xD
Wiedziałam, że nadejdzie ten moment, kiedy ktoś zada mi to pytanie. Jaszczur, Barnaba, Olek G., Paweł i Janek Ż., Dawid W., taki Prezenter (nie mam pojęcia, kto to jest, Stalmach też nie xD) z pierwszej klasy, Sobczyk, jak miał dłuższe włosy, Sebastian C., Miłosz. Ale tak w sumie, to i tak Cieszyn.
Czy pamiętasz swojego pierwszego kolegę lub swoją pierwszą koleżankę?
W sumie nie wiem. Ale chciałabym poznać jakiegoś Nieśmiałego Tirexa. :D A tak bardziej serio, to chętnie zobaczyłabym coś, co jest owiane milionem legend, niedomówień i wątpliwości tak, jak egipskie budowle, olbrzymie greckie rzeźby, życie tych krejzoli z Ameryk... Więc jakaś starożytność, czy coś.
Wszystko zależy od okoliczności, powodów, jakimi kierowała się ta osoba i w ogóle. Nie przychodzi mi do głowy rzecz, której nie wybaczyłabym pomimo zupełnego uzasadnienia.
Niedawno, niedawno temu, za górami, za lasami, za oceanem, w USA było Game Six. Mecz rozgrywał się w American Airlines Arena, w Miami, a temperatura była gorąca nie tylko ze względu na Florydzki klimat, ale także przez miliony fanów na całym świecie zaciekle dopingujących swoje ulubione drużyny. Na parkiecie zmierzyć się miało dwóch gigantów. Żar z Miami stał się potęgą, kiedy kupił dynastię. Ostrogi z San Antonio stały się wielkie, gdy zbudowały dziedzictwo, zaczynając od draftu 1997 r. San Antonio prowadziło w serii 3-2. Mecz był wyrównany, aczkolwiek pod koniec trzeciej kwarty Spurs wygrywali nawet trzynastoma punktami. Niewierni fani Heat zaczęli już opuszczać halę. Wtem jednak zły czarodziej rzucił urok na koszykarzy Ostróg, a LeBronowi zdjął opaskę, czym dodał mu mocy. Wynik wciąż jednak był korzystniejszy dla Spurs. Kilka sekund do końca czwartej kwarty, kilka sekund do mistrzostwa lub wywalczenia Game Seven. Spurs prowadzą trzema punktami. Zawodnik Heat podejmuje akcję za trzy punkty, nie trafia jednak. Piłka nie trafiła w ręce Ray'a Allena, ponieważ Gregg Popovich nie ściągnął w tej akcji Tima Duncana na ławkę. Timmy zebrał piłkę z tablicy, a syrena końcowa zabrzmiała. Mistrzostwo należało do San Antonio, a Aleksandra Stańko była niesamowicie szczęśliwa oraz wyspała się w piątek.