Każdym skrawkiem duszy.
![nieemocjonalnie’s Profile Photo](https://cuad.ask.fm/363/049b2/532f/4ba9/97e9/1218e39a65f9/thumb_big/3903.jpg)
Dostrzegam o wiele więcej niż to, co oczy mogą zobaczyć. Słucham głosu Matki. Często dociera do mnie jej szloch; łka gorzko, bo zapomniały o niej własne dzieci. Wiem… bardzo dobrze wiem, dlaczego płacze – serce jej pęka na widok konającego dziedzictwa.
Nie szanują. Są tak oschli, obojętni i podli; niewdzięczni za piękno cudów, które stworzyła. Jej początek sięga dalekiej przeszłości nieznanej nikomu. Miliony lat temu ukazała skromne oblicze, a na przestrzeni niepojętnie długiego czasu ewoluowała; czekała cierpliwie aż pojawią się na niej pierwsze zalążki życia. Wyłoniła się z dna oceanu, początkowo zdana na łaskę wiatru oraz ptaków podróżujących z odległych lądów. Pozwalała im na sobie odpoczywać, a w podzięce za gościnę, otrzymywała dary w postaci nasion niesionych na skrzydłach. Jak na matkę przystało – zaopiekowała się ziarenkami, podzieliła sprawiedliwie między nimi oddechy życia. Adoptowała również wiele skrzydlatych imigrantów, zapewniając im dom w coraz to bujniejszych, tropikalnych gęstwinach. Gdybym była jednym z tych ptaków – chciałabym przy niej zostać. Zostałabym. Jestem więc. Teraz, gdy może już pysznić się zjawiskowym pięknem, ale jest zbyt skromna. Zbyt łaskawa i pobłażliwa.
Gdy po raz pierwszy zawitałam na Rajskich Wyspach, spotkałam bardzo mądrego, uduchowionego człowieka. Tak zwany kahuna; duchowy przewodnik, mistyk, czyli, najprościej ujmując, hawajski szaman. Opowiedział o wierzeniach swych przodków, i to właśnie on nauczył mnie słuchać. Dzięki niemu nauczyłam się jednoczyć z naturą, doceniać dary Matki, z którą ja – zupełnie obca, z pozoru tam niepasująca, złapałam nić porozumienia. Niteczka ta całkiem szybko przybrała na objętości, przeobrażając się w nierozerwalną więź. Ujęła mnie historia o, byłym już niestety, królestwie Hawajów, zaintrygowały mity o tamtejszych bóstwach. Zapewne nie są one tylko mitami, a umierającą religią. (Czy ktoś wie, dokąd udają się zapomniani bogowie?)
Poza wszystkimi, niezwykłymi opowieściami, dotknęło mnie coś jeszcze. Nie bardziej niż losy ostatniej królowej oraz jej rodziny. Mhm... łezka popłynęła po policzku, gdy słuchało się o tym, jak na pałacu wzniesiono amerykańską flagę, tę hawajską zaś pocięto na strzępki i rozdano familii byłych monarchów. Och, podłość w najczystszej postaci...
Co wywołało dodatkową frustrację?
Wiemy zazwyczaj bardzo dobrze, czego pragnie nasze ciało. Słuchamy go i staramy się jak najszybciej spełniać jego zachcianki. Banalne. Ale, czy kiedykolwiek wsłuchaliśmy się w duszę? Czego ona najbardziej potrzebuje? Co zrobić, żeby ją poczuć; żeby usłyszeć i upewnić się, że wciąż tam jest? Czego jej brakuje? Nie słyszymy jej, bo szepcze cichutko, czy nie potrafimy wyłapać choćby słowa w ogłuszających krzykach? Zapomniana, jak ci pradawni bogowie, porzuceni na rzecz fizycznych uciech i pożądanego najbardziej materializmu, może po prostu zamknęła się w sobie i zamilkła?
Czego pragnie? No, czego? Jak z nią porozmawiać, jak jej sięgnąć? Co chciałaby powiedzieć?
Nie szanują. Są tak oschli, obojętni i podli; niewdzięczni za piękno cudów, które stworzyła. Jej początek sięga dalekiej przeszłości nieznanej nikomu. Miliony lat temu ukazała skromne oblicze, a na przestrzeni niepojętnie długiego czasu ewoluowała; czekała cierpliwie aż pojawią się na niej pierwsze zalążki życia. Wyłoniła się z dna oceanu, początkowo zdana na łaskę wiatru oraz ptaków podróżujących z odległych lądów. Pozwalała im na sobie odpoczywać, a w podzięce za gościnę, otrzymywała dary w postaci nasion niesionych na skrzydłach. Jak na matkę przystało – zaopiekowała się ziarenkami, podzieliła sprawiedliwie między nimi oddechy życia. Adoptowała również wiele skrzydlatych imigrantów, zapewniając im dom w coraz to bujniejszych, tropikalnych gęstwinach. Gdybym była jednym z tych ptaków – chciałabym przy niej zostać. Zostałabym. Jestem więc. Teraz, gdy może już pysznić się zjawiskowym pięknem, ale jest zbyt skromna. Zbyt łaskawa i pobłażliwa.
Gdy po raz pierwszy zawitałam na Rajskich Wyspach, spotkałam bardzo mądrego, uduchowionego człowieka. Tak zwany kahuna; duchowy przewodnik, mistyk, czyli, najprościej ujmując, hawajski szaman. Opowiedział o wierzeniach swych przodków, i to właśnie on nauczył mnie słuchać. Dzięki niemu nauczyłam się jednoczyć z naturą, doceniać dary Matki, z którą ja – zupełnie obca, z pozoru tam niepasująca, złapałam nić porozumienia. Niteczka ta całkiem szybko przybrała na objętości, przeobrażając się w nierozerwalną więź. Ujęła mnie historia o, byłym już niestety, królestwie Hawajów, zaintrygowały mity o tamtejszych bóstwach. Zapewne nie są one tylko mitami, a umierającą religią. (Czy ktoś wie, dokąd udają się zapomniani bogowie?)
Poza wszystkimi, niezwykłymi opowieściami, dotknęło mnie coś jeszcze. Nie bardziej niż losy ostatniej królowej oraz jej rodziny. Mhm... łezka popłynęła po policzku, gdy słuchało się o tym, jak na pałacu wzniesiono amerykańską flagę, tę hawajską zaś pocięto na strzępki i rozdano familii byłych monarchów. Och, podłość w najczystszej postaci...
Co wywołało dodatkową frustrację?
Wiemy zazwyczaj bardzo dobrze, czego pragnie nasze ciało. Słuchamy go i staramy się jak najszybciej spełniać jego zachcianki. Banalne. Ale, czy kiedykolwiek wsłuchaliśmy się w duszę? Czego ona najbardziej potrzebuje? Co zrobić, żeby ją poczuć; żeby usłyszeć i upewnić się, że wciąż tam jest? Czego jej brakuje? Nie słyszymy jej, bo szepcze cichutko, czy nie potrafimy wyłapać choćby słowa w ogłuszających krzykach? Zapomniana, jak ci pradawni bogowie, porzuceni na rzecz fizycznych uciech i pożądanego najbardziej materializmu, może po prostu zamknęła się w sobie i zamilkła?
Czego pragnie? No, czego? Jak z nią porozmawiać, jak jej sięgnąć? Co chciałaby powiedzieć?