A jak wyglądają Twoje łańcuchy, Julio?
Pomyśleć, że oglądanie przeciętnego serialu dla zabicia czasu, sprowadzi mnie do punktu wyjścia. Prosta fabuła, z jeszcze prostszym wątkiem miłosnym zaadresowanym przeważnie do samotnych nastolatek, marzących o tej jednej jedynej, wymarzonej miłości, zasiała również i w moim zatęsknionym sercu ziarno, które już kilkakrotnie z siebie wyplewiłam. Sytuacja głównej bohaterki niemal identycznie toczyła się przez wszystkie odcinki, jak moja „przygoda" z Pianistą; wszystkie jej rozterki, czy podejmowane decyzje znałam z autopsji.
Pisząc, że nic mnie już z nim nie łączy i łączyć nie będzie, naprawdę w to wierzyłam. Kurczowo trzymałam się tych słów, obiecując sobie wstrzemięźliwość od myśli, potajemnego rozpamiętywania.. Lecz stało się. Znowu czułam zapach tamtej jesieni, dziwny zamęt w głowie i smak jego pocałunków. Mój świat wewnętrzny stanął na głowie, a ja razem z nim.
Nieobecność oraz – jak na złość w tym samym czasie – szorstka, nieprzyjemna relacja z MO doprowadziła mnie do poważnych przemyśleń nad odejściem, a równocześnie do powrotu. Podważyłam swoje całe szczęście jakimś chwilowym zgrzytem, niemającym żadnego większego znaczenia na tle całości. Wstydzę się moich myśli, tego, że zapragnęłam wrócić do człowieka, który zranił dotkliwie każdy możliwy punkt mojego ciała; który znieważył moją osobę, miłość i oddanie. Czuję do siebie wstręt za moją pełną gotowość do przekreślenia tak pięknego związku, jakim jeszcze niespełna miesiąc temu szczyciłam się w głębi duszy.
Nie wiem, czy w tej sytuacji mogę jakkolwiek się usprawiedliwiać. Myślałam, że ta cała farsa już dawno za mną, a łańcuchy leżą gdzieś w kącie, rozerwane. Ale najwyraźniej nie jestem na tyle silna, aby raz na zawsze odciąć się od przeszłości. To chyba już po prostu we mnie siedzi i zostanie tam do samego końca. Tylko dlaczego muszę w to mieszać osoby, na których mi naprawdę zależy? Z czasem mam wrażenie, że nie jestem stworzona do długotrwałych związków.
Pisząc, że nic mnie już z nim nie łączy i łączyć nie będzie, naprawdę w to wierzyłam. Kurczowo trzymałam się tych słów, obiecując sobie wstrzemięźliwość od myśli, potajemnego rozpamiętywania.. Lecz stało się. Znowu czułam zapach tamtej jesieni, dziwny zamęt w głowie i smak jego pocałunków. Mój świat wewnętrzny stanął na głowie, a ja razem z nim.
Nieobecność oraz – jak na złość w tym samym czasie – szorstka, nieprzyjemna relacja z MO doprowadziła mnie do poważnych przemyśleń nad odejściem, a równocześnie do powrotu. Podważyłam swoje całe szczęście jakimś chwilowym zgrzytem, niemającym żadnego większego znaczenia na tle całości. Wstydzę się moich myśli, tego, że zapragnęłam wrócić do człowieka, który zranił dotkliwie każdy możliwy punkt mojego ciała; który znieważył moją osobę, miłość i oddanie. Czuję do siebie wstręt za moją pełną gotowość do przekreślenia tak pięknego związku, jakim jeszcze niespełna miesiąc temu szczyciłam się w głębi duszy.
Nie wiem, czy w tej sytuacji mogę jakkolwiek się usprawiedliwiać. Myślałam, że ta cała farsa już dawno za mną, a łańcuchy leżą gdzieś w kącie, rozerwane. Ale najwyraźniej nie jestem na tyle silna, aby raz na zawsze odciąć się od przeszłości. To chyba już po prostu we mnie siedzi i zostanie tam do samego końca. Tylko dlaczego muszę w to mieszać osoby, na których mi naprawdę zależy? Z czasem mam wrażenie, że nie jestem stworzona do długotrwałych związków.